Tagged: benzyna

Solanum tuberosum

Ziemniak.
No cholerna pyra. W sumie to nic specjalnego, zwykła, przypominająca otoczaka bulwa o w zasadzie umiarkowanym smaku i zapachu. Ale czy wiecie, że to czwarta pod względem ilości uprawy roślina uprawna na Ziemi? Takie gówniane niby nic, a znalazł swoje miejsce w większości kuchni świata. A dosłownie tysiące dań nie jest w stanie się bez niego obejść.
Rocznie zjadamy ponad trzydzieści kilo tego glinianego pędu i chyba niezbyt da się wyobrazić życie bez niego.
Ot, takie niczym niewyróżniające się „byleco”, ale nadaje się zawsze w sam raz.

Siedzę sobie właśnie i przeglądam zdjęcia Citroena C4, którego testowałem po koleżeńsku młodym wilkom (bo „chłopaki” to są ponoć w agencjach towarzyskich) z LEFTLANE.PL i zastanawiam się, czy w roku 2015 możemy kupić bardziej ziemniaczany, bardziej zwyczajny heczbak?
IMAG3649
Owszem jest Golf/Polo/Leon/Ibiza/Rapid (niepotrzebne skreślić) ze swoimi szpanerskimi, kanciastymi liniami i tym wspaniałym, pokazującym środkowy palec dieslem pod maską, który zrobił w jajo całe Stany i sporą część Europy, przez co ludzie w sandałach, czyli wszyscy ci „nastawieni ekologicznie” mają następne zmartwienie.
Mamy też różnego rodzaju heczbeki od Nissana, Hondy, Mazdy, Kii czy Renault, które dość często aspirują do miana ekscytujących i sportowych maszyn, ale to tylko zbędna otoczka. Są po prostu jak wasz ojciec. Nie będzie on ani odrobinę sportowy, gdy obetnie sobie włosy na Messiego, kupi kolorowe Najki i zainstaluje sobie endomondo.
To dalej będzie wasz ojciec, tyle że ubrany jakby dopiero co wrócił z NRD.
Nie chcę nawet mówić o heczbakach Audi, Bemy, Merca czy Lexusa, bo jednak kupowanie heczbaka za kontener pieniędzy moim zdaniem mija się z celem. Heczbak przestaje być heczbakiem a staje się manifestacją tego, że w sumie dobrze nam się powodzi, ale mogłoby lepiej, skoro mamy tylko heczbaka. I jak kiepski mamy gust odnośnie aut. Poza tym, gdy widzę nową klasę A Mercedesa i nie jest to wersja AMG zastanawiam się, co do cholery podkusiło osobę, która nim jedzie, skoro wydała furmankę pieniędzy na niespecjalne auto, które nie ma do zaoferowania nic ponad to, co kilkadziesiąt tysięcy tańsi konkurenci?
DSC_1601

Wracając, więc do rolniczego żargonu – mamy całe mnóstwo papryczek jalapenos, bakłażanów, kaszy kuskus, szafranu i trufli, ale nic z tego nie jest tak dobre i uniwersalne jak ziemniak. Oczywiście, nie mówię, że ziemniak nadaje się do wszystkiego, bo nie nada się zrobienia budyniu, czy rosołu, ale i tak jest nieodzowny w naszej kuchni.
IMAG3665

Doczłapuję więc powoli do clou, czyli do nowego Citroena C4 w kolorze ziemniaka. Miałem z nim mnóstwo zabawy, mimo faktu, że zdaje się tak bardzo nijaki i…brązowy.
IMAG3670
Na początku myślałem, że skoro pod maską zamontowano etiopskiego suchotnika o pojemności mniejszej niż butelka Oranginy, będzie jeździł do kitu. Na całe szczęście ta popieródłka o trzech cylindrach została wzmocniona turbozaurem i zdolna była wykrzesać z siebie 130 koni mechanicznych! I nie do końca zgadzam się z tym całym „downsizingiem”, gdzie silniki o pojemności kocich jąder mają dużo mocy pochodzącej głównie z turbiny, bo nie wróży im to długiej, bezawaryjnej pracy, ale ten tutaj mały zawodnik dawał sobie nieźle radę!
DSC_1444
DSC_1462
Poruszanie się po Warszawie, gdzie kierowcy wzorują swój styl jazdy na grze Death Rally, nie stanowiło problemu. Silniczek szybko wkręca się na obroty i jeżeli nie słuchamy się elektrycznego brodacza w sandałach, który sugeruje zmianę biegów przed osiągnięciem 3000 obrotów, jesteśmy w stanie dziarsko wyrywać do przodu. Turbina w tym silniku zdaje egzamin, bo moc jest w zasadzie dostępna w bardzo szerokim paśmie i w dostatecznej ilości. Dzięki czemu francuski kartofel zaczyna łapać zadyszkę dopiero przy 180 – 200km/h, co jest niezłym wynikiem, jak na tak „normalnego” hatchbacka.
DSC_1595
Jeżeli chodzi o zawieszenie, to według mnie, mamy szczęście, że Citroen nie utwardził go, ani nie usportowił, ponieważ w żadnym wypadku C4 nie aspiruje do miana auta dla „wymagających kierowców”. I bardzo dobrze, nie wiem, kto chciałby wymagać od średniego, auta rodzinnego jakiś wyuzdanych osiągów i mega-sportowej przyczepności. Jeździmy więc wygodnie i miękko, ale i gdy trzeba szybko. Nie ma tu kompromisów pomiędzy normalnym a sportowym samochodem, bo po co? Citroen nie szczuje nas następnym z grona „modnych” hothatchy, które w zasadzie zawsze muszą poświęcić jedną z cech na korzyść innej.
IMAG3676

Zawiodło mnie jednak wnętrze tego samochodu. Bardzo chciałem by było odjechane – czyli takie do jakiego przyzwyczaił nas Citroen. By oczywiste przyciski były na nie swoich miejscach, a zamiast kierownicy był drążek zmiany biegów lub inne takie.
DSC_1412
Więcej też spodziewałem się po systemie multimedialnym i nawigacji. Pamiętam ten, którego używałem w nowym C4 Grand Picasso – był niesamowity, robił różne zabawne sztuczki i posiadał ładny graficznie interfejs. Niestety stało się coś dziwnego, bo „tableto-sterownik” w C4 wygląda, jakby był starą Nokią Communicator. Jednym słowem – trochę śmierdzi już kurzem i pudłami ze strychu. Nawigacji brak grafiki 3D a ponad 7calowy ekran nie posiada multi-toucha. Szkoda, bo to zmarnowany potencjał.
cl 14.163.006
Jest za to system keyless oraz fajoskie gniazdko 230V, do którego można podpiąć normalną wtyczkę, dzięki czemu możemy używać w aucie żelazka, lokosuszarki albo frezarki!

Nie, śmieszkujemy sobie trochę, ale trzeba oddać Citroenowi, że wnętrze C4 jest bardzo spójne i eleganckie, można powiedzieć konserwatywne. I to tyczy się również jego funkcjonalności. Niestety nie ma gdzie położyć kluczyka, który też wygląda jak mały ziemniaczek,(co chyba nie jest przypadkiem) przez co przewala się on jak otoczak po wnęce pod radiem.
IMAG3679
Kolejnym minusem jest jeszcze to, że w środku jest tak ciemno, buro i szaro jak w szafie zakonnicy. Przydałyby się mocniejsze przebicia. I nie tylko poprzez ogólne rozjaśnienie. Myślę bardziej o żywszym zwiększeniu kontrastów pomiędzy kolorami. Nadałoby to trochę życia…
IMAG3671
W całokształcie dostajemy całkiem smaczne i pożywne warzywo, które może i zdaje się niezbyt awangardowe i egzotyczne, ale doskonale sprawdza się w codziennym życiu. I takie warzywo, jakim jest nowe C4, dzięki kilku przyprawom – niezły silnik oraz ogólna spójność stylu – nawet nieźle mi smakowało.
3l9 jpg

Dzięki wielkie dla Citroen Polska, które wypożyczyło auto. I z kolei drugie wielkie dzięki dla kolegów z LEFTLANE.PL, bez której ta wypożyczka nie byłaby możliwa:)
Potestujemy jeszcze coś, wierzę!;)

Drugie podziękowanie należy się Mateuszowi z M7foto.pl, za poratowanie kilkoma świetnymi zdjęciami (tak, to ładne nocne, nie te robione komórką, bo te są moje;)), w momencie, gdy stary wiarus Pentax mojej żony doszedł do wniosku, że jest „już za stary na to cholerstwo”… I że idzie na emeryturę…

PS. Jeżeli chcecie przeczytać jeszcze inne moje przemyślenia na temat tego samochodu, zajrzyjcie też na LEFTLANE.PL o tutej 🙂

A Król nie został nagi – VW PASSAT 2015

Nawet będąc nagim, ten król zachowuje klasę!
Przeważnie rozpoczynam test taki jak ten jakimś przygłupim wstępem o tym, że zamiast nastawić pralkę podpaliłem ją, nie rozumiem zasady oddawania moczu, nie biegam z pobudek ideologicznych albo boję się ludzi w kostiumach maskotek. Wstęp ten ma zwykle za zadanie wciągnąć was jako tako w czytanie i być może zakrztusić herbatką, gdy znienacka docenicie Żenujący Żart Prowadzącego. Ma też za zadanie zrelaksować was i uśpić czujność, gdy dojdzie do nudnawej części tekstu w której profesór doktór Benzynoseksualny zanudzi was informacjami na temat tego, czy auto którym jeździł trochę skręcało          i przyspieszało. Czasami jeszcze pada informacja o tym jak hamowało i że wyglądało jak znana aktorka, karabin maszynowy, lub ewentualnie zwierzę.
Do tej pory to działało, bo auta którymi jeździłem miały jakiś charakterystyczny szczegół wokół którego mogłem snuć gawędę.

Z czymś mi się kojarzyły.
Teraz jednak stoję na parkingu w pobliżu obwodnicy Lublina i patrzę na auto z którym spędziłem już kilka godzin i w zasadzie nie jest mi do śmiechu. Po pierwsze dlatego, że przed testem wymyśliłem sobie taki wstęp pełen głupich żartów na jego temat, których jednak nie mogę już użyć ponieważ nijak się mają do rzeczywistości.
Po drugie samochód ten zdobył prestiżowy tytuł Car of the Year a to taki motoryzacyjny Oskar za całokształt pracy. A skoro niezliczona ilość profesjonalnych i poważnych dziennikarzy motoryzacyjnych nadała mu to zacne miano, kimże ja jestem by mówić że od lat jest to ulubiona fura różnorakich taryfiarzy, nudziarzy i Januszy i Osób Ze Świdnika?IMGP3289
Ok, chyba największe moje zaskoczenie – bez owijania w bawełnę – panie i panowie! Volkswagen Passat!
Rozumiem historyczne uwarunkowania które uczyniły z Passata istnego króla polskich dróg i mokry sen każdego, kto ma w sobie Polską krew. Na ten zaszczytny tytuł zapracowały druga, trzecia i czwarta generacja flagowca z Niemiec. Ale po kolei.
Podczas gdy w latach 90. można było mieć paskudny relikt, który powinien być już dawno modernizowany, o nazwie Polonez Caro. Albo równie mizerną, sprowadzaną Skodę Favorit (ukochane auto działkowców) lub inny ohydny chłam pod postacią różnorakich Ład, Fiatów i Zastaw. Passat zaś, ze swoim długim dziobem i podzespołami wprost z niemieckich desek kreślarskich, był wręcz niedoścignionym ideałem auta na każdą okazję. Mieścił 5 osób, furę bagażu, nie było nim wstyd podjechać do ślubu, ani tym bardziej przewieźć 3 metrów ziemniaków z pola na targ. Każdy normalny człowiek wiedział że to najlepsza opcja (no może poza Mercami 180 i ewentualnie modelami audi 80 i 100 , ale to trochę inna liga). Podsumowując – Passat latami budował pozycję auta trochę nudnego, ale zawsze niezawodnego i porządnego. I to w czasach, gdy nie było zbytniej alternatywy.IMGP3354
W 2015 sytuacja jednak trochę się zmieniła. Możemy wejść do salonu praktycznie każdego producenta i zakupić dowolne auto z dowolnym silnikiem, nadwoziem, kolorem i tapicerką. Nowe auta mają premiery co minutę a każda nisza, jaką tylko jesteśmy w stanie wymyślić jest już pełna terenowych coupe lub innych Nissanów Juke’ów.
Dlatego inżynierowie z oktoberfest-landu mieli mnóstwo roboty by tym razem król nie został nagi.

IMGP3304
I nawet się udało, bo nowy Passat rzeczywiście ma charyzmę. Jednak nie jest to w żadnym wypadku wzruszająco piękne auto! Za to jest w nim coś ze starej szkoły projektowania – warsztat i poczucie solidności, dobrze wykonanej roboty. Jest to całkiem nowy samochód, jednak z kilometra widać, że to Passat. Auto na kształt zespołu Modest Mouse. Możesz słuchać ich płyty pierwszy raz w życiu a zdaje Ci się, że słuchasz ich od zawsze, a kawałek który właśnie leci jest twoim ulubionym. Daje to duże poczucie pewności i swojskości.

IMGP3357
Co prawda Niemcy przyświrowali z lekka samą linią i przodem auta, jednak w żadnym wypadku nie mamy do czynienia ze stylistycznym trendsetterem. Miało być poważnie i elegancko. Dyskretnie ale z klasą. Mimo to odrobinę nowocześnie. I jak najbardziej się udało.

Kliknij mię, a się powiększę:)

Również w środku starano się zsynchronizować klasyczny wygląd deski rozdzielczej z nowoczesnym hi-techem. Zegary na przykład są multimedialnym wyświetlaczem, który możemy konfigurować w zasadzie jak się nam żywnie podoba. Można mieć zegary i mapę nawigacji między nimi. Można mieć też dane komputera pokładowego, systemu multimedialnego i ustawień auta. Rozwiązanie jest bardzo dobre szczególnie w przypadku mapy, ponieważ o wiele mniej odrywa się wzrok od drogi. Poza tym nieźle można przyszpanować, gdy po odpaleniu auta na wyświetlaczu zaczyna pojawiać się oprawa graficzna godna koncertu Pink Floyd. Świetne!IMGP3396

Dobra, pora skończyć stanie na poboczu obwodnicy. Tym bardziej że po jej przejechaniu wiem już, że 150 konna jednostka wysokoprężna, scalona ze skrzynią DSG sprawnie rozpędza auto do setki a jej animusz kończy się w okolicach lekko ponad 200km/h. Silnik jest żwawy, a samo DSG działa na tyle dobrze, że nie ma sensu wygłupiać się manetkami
w trybie sport. Poza tym, auto jest już tak nawiedzone, że od razu strofuje kierowcę, że wysokie obroty są passe i lepiej byłoby przejść w tryb automatyczny.
Auta takie jak Passat są nierzadko na wyposażeniach firm, gdzie służą często jako przysłowiowe „konie pociągowe” przez pięć dni, a w weekend muszą sprostać trudom rodzinnego dnia codziennego.IMGP3297

Stąd właśnie w Passacie znalazłem przeogromną ilość „asystentów” robiących wiele, wiele rzeczy! Jeden pilnuje przyczepy, jeżeli ją mamy. Inny z kolei pilnuje przechodniów i ostrzeże nas, że osobą na jezdni którą zamierzamy rozjechać nie jest jednak poseł Wipler. Następny pozwoli nam ogolić się rano i przejrzeć prasę jadąc do pracy, ponieważ weźmie na siebie ciężkie brzemię pełzania w korku. Jest jeszcze oczywiście aktywny tempomat i coś co Bratwursty nazwali „Area Wiew”- sprytny system kamer, dzięki któremu podczas manewrowania widzimy swoje auto na wyświetlaczu jak w starszych wersjach GTA –     w rzucie od góry. To jest zawalista sprawa.

IMGP3396Wszystkie te i inne niesamowitości pozwoliły Passatowi cieszyć się tytułem Car Of The Year.
Ja jednak chciałem sprawdzić ile „mięcha” zostało w tym Robocopie. Dlatego zjechałem tutaj z obwodnicy. Wyłączyłem wszystko, każde ESP  i asystentów, których da się wyłączyć i rozpocząłem poszukiwania prawdziwego, pełnokrwistego auta pod tą całą cyfrową otoczką.

IMGP3378
Passat świetnie się prowadził po wiejskich drogach, pomimo mokrej i popękanej nawierzchni! Każda nierówność była idealnie niwelowana,  a silnik ustawiony w tryb sportowy kręcił żwawo kołami. I mimo kilku dość zuchwałych prób, nie udało mi się zachwiać tym ogromnym autem.

Niekiedy, gdy naprawdę przegiąłem pałę, dało się wyczuć lekką podsterowność, lecz w pełni można było skontrolować ją pedałem gazu.

IMGP3322Inżynierowie z Volkswagena nie poszli na łatwiznę jak niektórzy ich konkurenci! Zbudowali bowiem dobrze prowadzące się i przewidywalne auto, które jest nim bez praktycznie żadnych wspomagaczy! Znam marki (nie powiem ich nazw na głos by ich nie pogrążać) które zaczęły już tak polegać na systemach w rodzaju ESP, że po ich wyłączeniu auta zaczynają się prowadzić jak pijana licealistka. Ryją dziobem na zakrętach, albo zamiatają dupą w najmniej oczekiwanym momencie. By po chwil wpaść w kompletny letarg i bełkotać bez sensu.IMGP3349
Tutaj widać, że nawet „ogołocony” z elektrokumpli Passat w dalszym ciągu robi robotę. Brawo! Szkoda, że nie dane mi było przetestować wersji z napędem na 4 koła bo sądzę, że prócz przyjemności z jazdy miałbym też niekiepską frajdę!IMGP3365
Wiem, że do Passata już na zawsze przylgnęła łatka samochodu dla przedstawicieli handlowych i różnego typu Januszy. Można sobie robić z niego podśmiechujki, nazywać „Pastuchem” albo „Passerati”. Nabijać się z jego, jakby nie patrzeć, betonowej stylizacji i konserwatywnego stylu. Ale te docinki mu nie stanowią, ponieważ i tak będzie na topie! IMGP3375Bo to jedno z tych niezwykłych aut, które z biegiem lat zdaje się kompletnie nie zmieniać. Ale z każdą generacją jest inne. Jest lepsze i lepsze. Podobna sytuacja jest z Porsche 911 i Subaru Foresterem..IMGP3327W ich wypadku nie można mówić o „nowych generacjach”. Bo „ewolucja” to raczej słowo, które je opisuje.
Zakończę parafrazą wyświechtanego już frazesu z piosenki zespołu The Who:
Poznałem nowego Szefa
Z wierzchu taki sam jak Stary Szef.IMGP3295

IMGP3370Podziękowania jak zwykle na końcu i oczywiście dla Magdy (folołujcie jej insta, tam zawsze nasze testówki na świeżo) – za tą oprawę fotograficzną, bez której nie da rady opisać auta. I dla  salonu Volkswagen Danelczyk, za możliwość testu! Salony tak chętne do współpracy są solą tej motoryzacyjnej ziemi:)

I folołujcie mój instagram (o tutej)- mnóstwo złotych myśli, cytatów z Paulo Cohelo, fajnych aut i zdjęć zabawnych rzeczy:)

Alberto Tomba

Nie mogę powiedzieć, żebym był specjalnie modny. Od piętnastu lat noszę identyczne jeansy, czarne koszulki z napisem „Pidżama Porno”, „Sisters Of Mercy”, czy „Iron Maiden” i koszule w kratę. Na nogi zakładam buty Adio, a włosy czesałem ostatnio na Pierwszą Komunię. Robię to nie dlatego, że do dwudziestego roku rodzice trzymali mnie w piwnicy i karmili szczurami, więc nie mam bladego pojęcia o świecie. Nie. Ubieram się identycznie dlatego, że jestem sprytny. I mądry. I błyskotliwy. Pozwolicie, że wam wyjaśnię…

Bo czym tak naprawdę jest moda? Wiadomo, są projektanci którzy co sezon pragną żeby ich stroje wyglądały jak najbardziej niedorzecznie. Żeby modelki na wybiegach miały na sobie tak monumentalnie debilne rzeczy, że aż widownia zacznie krwawić oczami. Ale ile z tych wyśnionych przez tych naćpany nihilistów wizji trafia tak naprawdę do szerszej publiczności? Prawie nic? Bo sądzę, że niewiele pań chciałoby na co dzień wyglądać jak Lady Gaga albo Madonna. Na ulicy psy ganiałyby z ich sukienkami z mięsa, a w Tesco zahaczałyby biustonoszami jak stożki o półki z selerem…

Dlatego, po tylu latach moda nie ma już tak naprawdę wiele do zaoferowania. Wszystkie nisze zostały wypełnione, praktycznie wszystkie style odkryte. Oczywiście, są też nieograniczone niczym (no może poza gustem i dobrym smakiem) możliwości łączenia i dopasowywania ubrań. Ale i tak w dalszym ciągu opierają się na tym, co już wcześniej zostało wymyślone. I często zapomniane. Dlatego w kółko słyszymy, że „wraca moda” na coś. I dlatego jestem dość sprytny. Gdy kilka lat temu „wróciła moda” na koszule w kratę i proste jeansy, byłem z moją szafą wypchaną kratą, jak cholerny szkocki trendsetter! Brylowałem każdym rodzajem kraty, jaki tylko miałem. I spodniami tak prostymi, że mogłyby być pasem startowym dla myśliwców F-16. I tak wiem, że któregoś dnia znowu zapomni się o koszulach i będę wyglądał jakbym przesiedział w szopie dziesięć lat. Ale nic to, bo gdy któryś homoseksualny stylista znowu je sobie przypomni, na powrót będę Bogiem Stylu.

Co to w ogóle ma wspólnego z Hondą Civic kombi, zapytacie? Wszystko! Bo w świecie motoryzacji, moda też ma swoje miejsce. I jest to jedno z najważniejszych miejsc. Bo na poszczególne auta, rodzaje nadwozia, kolory, silniki, też jest moda. Gdy kilka lat temu świat oszalał na punkcie Nissana Kaszkaja, VW Tiguana i Kii Soul, czułem koniec pewnej epoki. Epoki, w której auta były jasno sklasyfikowane. Sedan był sedanem, kompakt kompaktem i tak dalej. Lecz nagle, ktoś wpadł na pomysł, że przecież niegłupio byłoby mieć hatchbacka wyglądającego jak terenówka, albo terenówkę która jednak jest coupe. Lub dwudrzwiowe podniesione kombi. I szał ten ogarnął wszystkich producentów. Było to jak chory sen doktora Frankensteina. Wystarczy wspomnieć takie okropieństwa jak Peugeot 3008, Nissan Juke, BMW X6, Audi Q7 czy okropny, ropiejący wrzód o nazwie Porsche Cayenne.

Na co to komu? – krzyczałem w mieszkaniu, dramatycznie spoglądając na sufit i wygrażając pięścią. A statystyki sprzedaży rosły i rosły.

Ale, ostatnio zwróciło moją uwagę to, że jakoś „powraca moda” na nieduże samochody kombi. Modele takie jak Seat Leon, Renault Clio, Peugeot 307, Hiunday xcośtam i Kia jakaśtam wypuszczają wersje kombi swoich hatchbacków. Nawet Ferrari, ze swoim FF chciało załapać się do tego klubu…

Obrazek

Honda również dołącza do tego grona, co jest pocieszającą nowiną! Ostatni Civic kombi znikł z rynku w 2000 roku. Była to wspaniała Civic Aerodeck, z ponadczasową linią nadwozia. I tą nazwą… Aerodeck! Jest tylko kilka lepszych nazw dla samochodu na świecie! AERODECK – no to kojarzy mi się z romantycznym kosmicznym jachtem, lub myśliwcem z Gwiezdnych Wojen. Niestety, niewiadomo dlaczego, kitajce doszli do wniosku, że lepiej będzie nazwać nowe kombi bardziej po szwabsku. Dano nam więc Hondę Civic (Sport)Tourer. Uhh, okropna nazwa…

Obrazek

Jaki jest ten nowy, wracający do łask syn marnotrawny motoryzacyjnego świata? Po pierwsze, gigantyczny! Serio, w środku jest mnóstwo miejsca a do bagażnika zmieścilibyście spokojnie księstwo Liechtenstein. Robi wrażenie, bo w końcu jest to auto na bazie Civica, którego wielkość jest raczej przeciętna w swojej klasie.

Po drugie, domieszka „sport” wcale nie jest tylko haczykiem na klientów. Auto, którym jeździłem w zeszły weekend miało silnik 1.8 litra o mocy około 140 koni mechanicznych. I jak zwykle, w przypadku Hondy, mamy do czynienia z kawałem wspaniałego motoru. Jest to klasyczna „wiertarka”, która lubi wysokie obroty. Oczywiście, jakiś geniusz z działu ochrony kwiatów, zamyślił się nad swoimi sandałami i kazał zamontować w desce rozdzielczej przycisk „Econ”, który działa tak, jakbyście jechali z zaciągniętym ręcznym. Ma to niby zmniejszać spalanie, ale w moim przypadku zwiększyło mi tylko żyłę na szyi. Cholera, gdybym miał kupić oszczędny i cichy samochód, testowałbym Kię Picanto, albo Forda Ka, a nie spore, stu-czterdziestu konne kombi z wysokoobrotowym motorem! Na tym polega jazda nim, na trzymaniu go w zakresie 4000 – 6000 tysięcy obrotów! Tam własnie ukrywa się moc i moment obrotowy tych silników. Nie można kupić konia wyścigowego i oddać go do orania pola, nie ma to sensu.

Obrazek

Poza tym, oddając samochód do salonu, sprawdziłem spalanie i o dziwo, mimo ignorowania Econa i tak wyszło mi 8,8 litra na 100 km. Co jest całkiem niezłym wynikiem, biorąc pod uwagę mój styl jazdy, który traktuje pedał gazu jak przycisk ON/OFF.

Z drugiej strony, po paru dniach jeżdżenia jak chory na głowę, silnik i jego dźwięk zaczęły mnie męczyć. Może jestem głąbem, ale dźwięk wydobywający się spod maski i wydechu, był za wysoki, zbyt wyjący. I nie chodzi o to, że nie lubię wysoko wkręcanych silników. Lubię, ale gdy brzmią jakby Mick Jagger jechał na Brucie Dickinsonie, a nie jak chór chłopięcy Taki chórek fajnie brzmiałby w trzydrzwiowej hot-hatch’owej wersji, jednak w kombi był trochę nie na miejscu.

Za to nie mogę powiedzieć złego słowa na zawieszenie. O nie, to co wyprawiał ten samochód na zakrętach jest nie do pomyślenia! Tym bardziej, gdy przypominałem sobie, że to w sumie długie kombi. Coś cudownego! Każdy zakręt, który pokonałem, mógłbym spokojnie przejechać o 10km/h szybciej a i tak byłby jeszcze zapas zanim bym się zsikał ze strachu! Civic jest zwarty, spięty w zakrętach jak o wiele mniejsze, usportowione autka Gt. Kompletnie nie czuć jego gabarytu, jego wagi. Jest jak narciarz Alberto Tomba, lecący między zakrętami jak burza, nie robiący sobie nic z tego jak wielki, gruby i niezgrabny jest! I pomimo tego wszystkiego pozostaje komfortowy. Nie Tomba oczywiście, tylko Civic. Niestraszne mu dziury, nierówności i asfalt jak z filmów katastroficznych. Świetna robota Japońce!

Mamy więc coś w rodzaju połączenia sportu i komfortu? I w tym przypadku to zupełnie możliwe.

Pozostaje tylko kwestia wyglądu.

Obrazek

Z zewnątrz auto prezentuje się dostojnie. Jest bardzo długie i opływowe, a nadkola są przyjemnie uwypuklone. Na moje oko tylko maska jest zbyt krótka. Linia dachu za to fajnie opada i kończy się „ślepym” słupkiem nad tylnymi reflektorami. Ciekawy zabieg który sprawia, że Honda wygląda lżej i zrywnej. Jest futurystyczna, owszem, jednak stylistycznie nie porywa. Nie jest konkurencją dla na przykład nowych Mazd, czy Citroenów. Brak jej trochę charakteru poprzednika. A to przez to, że poprzedni model Civica wyglądał jak latający spodek i wysoko podniósł poprzeczkę designu.

Za to we wnętrzu sporo się dzieje. Mamy trzy zegary, nad nimi cyfrowy wyświetlacz prędkości i obok niego ekran komputera pokładowego. Na początku czułem się tym trochę onieśmielony, jak gimnazjalista swoim pierwszym piwem. Ale gdy udało mi się połączyć blututy, telefony, pendrajwy i inne dziadostwa, dość szybko się odnalazłem. Menu jest bardzo intuicyjne, ale mimo tego w dalszym ciągu nie wiem do czego służyło mnóstwo przycisków na desce i kierownicy. Na pewno do mnóstwa fascynujących rzeczy, o których nie mam pojęcia.

Obrazek

W tym miejscu zmuszony jestem ponarzekać na fotele. O, przez pierwsze 150 – 200 kilometrów byłem nimi zachwycony. Fajnie trzymają bokami w ciasnych zakrętach i mają cudną pluszową tapicerkę. Ale później, za każdym razem gdy wysiadałem bolały mnie gnaty, tuż nad miejscem gdzie każda część pleców idzie w swoją stronę. Coś okropnego! Brakowało mi podparcia lędźwiowego, albo jestem za gruby na japońskie standardy i nie mieściłem się po prostu między boczkami…

Obrazek

Jaki więc jest Civic Tourer w moim podsumowaniu? Cholernie żywiołowe auto, dla osoby lubiącej prowadzić. Auto wracające z wielką nadzieją na odżywające pole kombi. Ma do zaoferowania wiele i doskonale łączy cechy sportu z ładownością. Nie jest może zachwycające stylem, nie wygląda jak milion dolarów. Ale niesie za sobą rodowód niezawodności i specyficznego, trochę dziwnego japońskiego stylu. Jest tą koszulą w kratę, która po dopasowaniu do rzeczywistości, wraca do łask trendestterów. Konserwatyzm formy, ale i nowoczesna kreatywność.

Zaprawdę powiadam wam, kombi wracają w wielkim stylu, a na ich czele, wyjąc jak głupia i kręcąc silnikiem do 6500 obrotów, leci nowa Honda Civic Tourer!

PS. Chciałem serdecznie podziękować panu Jackowi Marynowskiemu i Jego salonowi CHR HONDA LUBLIN http://www.honda.lublin.pl/  za zaufanie mi, że za bardzo się nie rozbiję autem z Jego salonu.  Dzięki Jego uprzejmości mogłem spokojnie przetestować Hondę przez kilka dni:) Oby więcej tak bezproblemowych i lubiących motoryzację ludzi na mojej drodze:)

Za zdjęcia dziękuję i błogosławię Magdę Rejnowską ( www.tremonti.digart.pl ) i jej Pentaxa:)

Mam dla was jeszcze relacje wideło, ale mój komputer doszedł do wniosku, że montowanie filmów to trochę ciężka praca i odmawia jej:( ale już niedługo zmuszę tego cyfrowego złamasa do roboty i dodam tutaj krótki klip:)