Tagged: Cooper

Lekka zmiana priorytetu

Czy pamiętacie swoje pierwsze komórki z początku tego milenium?ja pamiętam je wszystkie! Każdego Ericssona z klapką, Siemensa i Nokię! Telefony z czasów, gdy nikt nie śnił nawet o robieniu tak debilnych rzeczy jak fotografowanie jedzenia i wrzucanie go do internetu albo strzelanie ptakami w świnie ustawione na wymyślnych budowlach. Za to całkiem niezłe szlo nam pisanie smsów i puszczanie „sygnałów”, sam Bóg raczy wiedzieć po co.

Telefony miały budziki, notatniki i Snake’a. A niekiedy IRDe i kolorowy wyświetlacz, i tyle. Działały tygodniami na jednym ładowaniu i nie rozpadały się na galaktyki części, gdy upadły na poduszkę.
Były na pierwszym miejscu telefonami, dopiero potem tym wszystkim, co dodawano „ekstra”. Miary półtora lub dwucalowe ekrany i klawiatury z cyframi, przez co można było napisać smsa nawet bez patrzenia na nie.

A teraz popatrzcie na wasze aktualne telefony i policzcie co tak naprawdę nosicie dzięki nim w kieszeni. Na pewno maszyny potężniejsze niż wasze komputery 7 lat temu. Smartfony pełne dwurdzeniowych procesorów, aparatów, wifi, fejsbuków i instagramów. Minikomputery i centra rozrywki, bardziej zaawansowane technicznie niż pierwsze misje na księżyc! I nie potępiam tego, sam pisze do was te słowa na telefonie, ale musicie przyznać, ze pierwotna idea „przenośnego telefonu” gdzieś tu zaginęła…

Z podobnym problemem mamy do czynienia, gdy szarpniemy za mieniąca się kolorami klamkę w MINI Cooperze S Anno Domini 2014.

Obrazek

Na pewno znacie te auta. Małe, urocze i zawadiackie gokarty. Pisałem wam zresztą o poprzednich wersjach, więc wiecie ze wprost uwielbiam tą markę!

Obrazek

A co nowe MINI ma wspólnego z multikombajnami z naszych kieszeni? Jezu, chyba wszystko! Dwustrefowa automatyczna klima, regulowane tryby jazdy, skórzana tapicerka, czujnik deszczu i zmroku, wyświetlacz informacji HUD jak w myśliwcu F-14 Tomcat Maverick’a z TopGun. Tyle? O nie nie! Mamy jeszcze do dyspozycji system iDrive z BMW, z touchpadem, sprzężony z dużym wyświetlaczem, nawigacją, bluetoothem dla smartfona, USB, internetem, nawigacją, radiem i całym mnóstwem opcji i aplikacji dostępnych w Mini Connected. A tam wszystko ma swoją feerię animowanych menu, kolorowych okienek i migających świateł! Naprawdę, BMW powinno dodawać we wnętrzu ostrzeżenie o epilepsji.

Obrazek

I serio, widziałem gorzej wyposażone atomowe łodzie podwodne!

Obrazek

I wcale nie uważam, że to źle, ze nowe MINI jest bardziej bardziej lanserskie niż szafa Justina Timberlake’a. Co innego mnie zmartwiło. W całym tym natłoku gadżetów, pierdółek i wodotrysków, gdzieś na tablicy rejestracyjnej i po wybraniu trybu sport na ekranie widnieje nieśmiały napis – „gokartowa frajda z jazdy”. I tu zaczyna się problem.

ObrazekObrazek

I w cale nie chodzi o to, że może nowy MINI jest powolny…..Bo oczywiście Cooper S to cholernie szybkie autko! Dwulitrowy motor twinpower osiąga prawie 200 koni mechanicznych i goni wskazówkę prędkościomierza do setki w mniej niż 7 sekund. Goni ją tak zajadle do około 180km/h. Po czym już odrobinę leniwiej, ale sprawnie dopada maksymalną prędkość 235km/h. Są to poważne cyfry, jak na auto o wyglądzie i aerodynamice buta Vans Chukka! I to wszystko działa z  automatyczną skrzynią biegów, która co prawda podłączona jest do łopatek za kierownicą, ale są one raczej zabawkowym dodatkiem, niż „flappy gearbox’em” z prawdziwego zdarzenia. Tym bardziej wychodzi to na jaw, gdy kręcisz silnik do „odcięcia”. A owego „odcięcia” nie będzie, bo skrzynia, mimo tego, że ustawiona na tryb łopatek, i tak przewali bieg na wyższy, zanim wskazówka obrotomierza zagalopuje się w „zakazane”, czerwone rejony…Ale przyznać trzeba, automatyczne przełożenia są ustawione sportowo i zawsze, bez względu na sytuację i tryb jazdy, mamy pod nogą do dyspozycji odpowiednią moc i oprawę dźwiękowa. Nie wiem czy to zasługa jakiejś oszukanej sztuczki z wydechem, jakich pełno teraz w autach, ale podczas wbijania i redukcji biegów na wyższych obrotach, Cooper powarkuje wydechem, jak nerwowy pies któremu śni się kot, tańczący wraz z listonoszem mambo na jego podwórku.

Obrazek
Dzięki temu, na prostych odcinkach dróg i podczas startów spod świateł, sporo osób zmuszone jest podziwiać zadek Coopera S. No i to wspaniale – pomyślicie sobie. I ja bym tak pomyślał, gdyby był to nieduży Fiat albo Opel. Bo, jeżeli chodzi o auta „normalnych” marek, model taki jak MINI byłby istnym majstersztykiem. Więc co jest nie tak? Za chwile wytłumaczę. Najpierw zajmijmy się wyglądem…

Obrazek

 MINI wygląda bardzo bojowo! Spójrzcie tylko na zdjęcia. Wszystkie pasy, światła LED, spojlery, ogromne felgi i wloty powietrza ( a raczej atrapy! Nieładnie!) nadają mu rasowego i z drugiej strony uroczego wyglądu. Aparycja od zawsze była mocnym plusem „bawarskiego anglika”, w końcu to BMW MINI zapoczątkowało trend na „retro” auta. Dzięki temu zabiegowi, mnóstwo kobiet, w tym moja Magda, stało się posiadaczkami „buldoga”, a przez to niezłymi kierowcami. Kupują to „ przeurocze autko” i same nie wiedzą ile ono będzie od nich wymagać, dzięki czemu są w stanie wiele  nauczyć się za kółkiem!

Obrazek

Siedzę więc wygodnie w tym techno-wnętrzu i pruję nowym MINI, samochodem, którego dusza powinna ożywać między apexami ciasnych zakrętów i nawrotów tak wąskich, że trudno w nich nawet odwrócić głowę. To jest kwintesencja marki i rodowód modelu.

Obawiam się jednak, że tych elementów w nowym Cooperze niestety zabrakło.

Obrazek

Problem tkwi gdzieś w zawieszeniu i układzie kierowniczym. Jest za miękko i za lekko. Samochód w ciasnych, szybkich zakrętach zdaje się lecieć bezwładnie i walać na boki jak nowo narodzona sarna. Układ wspomagania, nawet w trybie SPORT nie wywrzaskuje już kierowcy informacji o podłożu i trakcji, tylko szepcze coś niezrozumiale i od razu przy najmniejszej utracie stabilności woła na pomoc elektro-nordycką piastunkę z ESP, która łapie swoimi gigantycznymi łapami za koła i ustawia nas do porządku. W efekcie pokonujemy zakręty szybko, ale bez żadnej frajdy. Za to odrobinę niepewnie. I zamiast słyszeć lekkie, wesołe popiskiwanie opon, słyszymy kwarcowy szum spanikowanej kontroli trakcji. Tragedia…

Obrazek

Naprawdę, starałem się jechać tym samochodem tak, jak przeważnie jeżdżę starszym Cooperem. Z maksymalnym zaangażowaniem, gazem w dywaniku i tak skupiony, jak małpa wyjmująca kijem owady z ziemi. Ale samochód, tak dziwnie „ugrzeczniony” nie wymagał ode mnie już tak wiele. Dlatego, mimo tego, że jechałem tak szybko, że aż zwiewałem łaty z krów na polach dookoła, nie czułem radości z szybkiej jazdy!

Obrazek

I nie wątpię, że Cooper S 2014 jest szybszy niż jakikolwiek inny Cooper S w historii ( może oprócz edycji JCW), ale, czy tak naprawdę w jego przypadku sama prędkość dla prędkości jest najważniejsza?
Zmiany w zawieszeniu są pewnie pokierowane chęcią zjednania sobie większej, zamożnej klienteli. Bo wiadomo, że zapłacenie ponad stu tysięcy złotych, za auto odrobinę większe od zimowej kurtki, jest raczej kaprysem młodych warszawskich yuppies i korpohipsterow, niż normalnych ludzi.
Dlatego, auto musi być niestety dostosowane bardziej do sobotniego lansu po Starówce niż wyrywaniu asfaltów z zakrętów.

Obrazek

A to zła droga. Bo od dawna MINI wykształciło sobie swego rodzaju kult. Uwielbia się je właśnie za to, że jest jak cukierek alpenliebe, ale o smaku papryczek chilli. Każdy kto ma i miał poprzednie MINI wie, że to jest miłość toksyczna. Wie, że ten mały, o paskudnym charakterze sukinsyn jest niewygodny, twardy, wyposażony jak szopa i tak niepraktyczny jak ręcznik z wełny szklanej. Że pije benzynę lepiej niż Charles Bukowski alkohol i że czasami coś lubi w nim odpaść.
Ale właśnie za to się je kocha. Bo gdy wysiada się ze starszego MINI, po kilkugodzinnej jeździe drogami jakości C, nie sposób nie mieć na twarzy uśmiechu triumfu i samozadowolenia, uczucia walki, przygody i wygranej. Nawet mimo tego, że cały następny dzień będzie się sikać krwią!
Po prostu stajesz i patrzysz w te głupie, maślane oczy i zawadiacko rozstawione kola i wiesz już, że opylało się jechać każdy kilometr!

 

To jest właśnie dusza MINI!

Obrazek

Dlaczego mamy to tracić na rzecz wygodnego wożenia tyłka rożnych medium brand managerów?

Jak chcą mieć mały, uroczy lansowoz niech idą do Fiata po 500tke albo WV po nowego Beetle’a.

A MINI? Powinno wypuścić wersje Cooper L – od Lans. I wtedy olać kwestie prowadzenia, a skupić się na wyświetlaniu Instagrama na przedniej szybie i łączenia Endomondo z kołami.
Bo podejrzewam, że prawdziwi fani Coopera S wolą, aby wóz pozostał czysto sportową maszynką, z minimalną domieszką miejskiej karoserii, niż czysto miejskim autkiem z nieśmiałą domieszka sportu…

Obrazek

PS. Nowe MINI testowałem dzięki uprzejmości BMW Polska (www.mini.com.pl),a starsze MINI i obrazy do felietonu otrzymałem od Magdy Rejnowskiej (http://tremonti.digart.pl/), której dziękuję wielce serdecznie!:)